To jedyny przypadek w historii polskiego Kościoła, kiedy parafianie zmusili proboszcza do oddania miliona złotych.
Trwało to długo i zaczęło się od listu.
Listopad 2007: „Zwracamy się do Księdza Biskupa z prośbą o podzielenie naszego niepokoju i interwencję w sprawie skutków nieodpowiedzialnego i beztroskiego gospodarowania majątkiem naszego kościoła przez proboszcza parafii księdza Franciszka Rompę. (…) Ksiądz prałat, do niedawna cieszący się dużym szacunkiem i zaufaniem, od ponad roku diametralnie zmienił swoje postępowanie”.
Zmienił, bo zaczął wyprzedawać grunty należące do parafii. Niektóre po zaniżonych cenach. Głowa gdańskiego Kościoła listu jednak nie otrzymuje.
– Bo proboszcz obiecał poprawę – mówi jeden z dziesięciu autorów. – Przepraszał, błagał, prawie płakał. I zapewniał, że to się nigdy nie powtórzy. Powtórzyło.
Dla parafii wszystko
Do Kielna, jednej z najstarszych kaszubskich wiosek, ksiądz Rompa przychodzi we wrześniu 1990 roku. Ma 41 lat, po 16 latach kapłaństwa w końcu zostaje proboszczem. Dobrze trafił. Z okien plebanii widać jezioro, wokół las i pagórki, do Gdyni autem pół godziny.
– Nie powiem, cieszyłem się, gdy przyszedł – mówi rolnik z Kielna i nie godzi się na podanie nazwiska. – W kościele brakowało energii, a on ładnie śpiewał. Głos donośny, wszyscy żeśmy dobrze słyszeli. Przy ołtarzu wręcz tańczył. Mówił: „Dla parafii wszystko”. A gdy wypowiadał te słowa, leżał pod krzyżem. Jeszcze chwila i by posadzkę pocałował. No, ujął mnie tym.
Nie tylko jego. Pięć lat później mieszkańcy stawiają księdzu nowy dom parafialny (stary zżera wilgoć), parking i kaplicę przedpogrzebową.
– Jeden opłacił płytki w łazience, drugi dał parkiet na podłogę, trzeci pieniądze na materiały budowlane – rolnik ciągnie z dumą w głosie. – Najhojniejszych ksiądz zapraszał na swoje urodziny albo kolację.
W kolejnych latach ksiądz remontuje dach kościoła, buduje kotłownię, stawia dzwonnicę. Parking wykłada kostką brukową. Pieniądze bierze ze sprzedaży parafialnych działek. Na część przedsięwzięć zbiera datki, ludzie dają z górką, nikt nie liczy.
– Kościół piękniał, nie powiem – rolnik już się żali. – Ale i pustoszał.
Jestem twórcą
– Pustoszał, bo na mszy proboszcz wolał zachęcać do dawania na tacę. Albo chwalić się, że ma nową stułę – twierdzi żona rolnika.
Sąsiad: – Było, że chrztu udzielił jedynie słowami. Bez użycia wody święconej.
Siostra sąsiada: – A pamiętacie, jak gadał, że nikt jeszcze nie chodził takimi ścieżkami jak on? No jo, nie chodził.
Pamiętają spowiedź i pokutę: „Kupić w kancelarii wodę z Lichenia i pić przez tydzień”. Pamiętają mszę odprawioną w szacie od arcybiskupa, bez ornatu, za to w plażowych laczkach. I pamiętają słowa proboszcza podczas kazania: „Ten, kto miał ocenę dobrą w indeksie, jest szmatą, ja miałem bardzo dobrą, dlatego jestem zdolna bestia”.
– Jeden ksiądz jest odtwórcą, drugi twórcą. Ja jestem twórcą – wyjaśni prałat Rompa, gdy do niego pojadę. I doda, że słowa „szmata” na pewno nie użył.
Czytaj dalej na Wyborcza.pl
Reportaż ukazał się 29 października 2018 r. w „Dużym Formacie”. Rys. Tomasz Bohajedyn.