Zabójca Pawła Adamowicza: Posiedzę dwa lata i wyjdę

Stefan W. mówi, że jest przeciwnikiem Platformy, więc chce, by jego sprawą zajął się sam Zbigniew Ziobro. I tego samego dnia nadzór nad śledztwem obejmuje zastępca ministra.

– To było jeszcze w grudniu 2018 roku. Podjechało audi, w środku kilku karków. Stefan wsiadł, po dziesięciu minutach wysiadł, oni odjechali. Był wyraźnie zadowolony. I zaczął to powtarzać.

– Co? – pytam.

– Że już wie, co zrobi.

14,5 cm

Nóż kupuje w sklepie z militariami, wybiera taki z zagiętym ostrzem. Trenuje w lesie lub na czymś twardym.

– Ostrze było starte, przygotowywał się – dowiaduję się w źródłach policyjnych. I otrzymuję wskazówkę: mam poszukać książki „Podręcznik użycia broni dla jednostek specjalnych”. Znajduję ją bez problemu, ponad 300 stron. Nie jest to opis technik walk wręcz – ostrzega mnie autor książki. To opis zabójstwa.

Podręcznik – a właściwie ślad po nim – policjanci znaleźli pod koniec ubiegłego roku. W telefonie jednego z braci Stefana były fotografie książek, zapewne wystawionych na internetową sprzedaż po jego zatrzymaniu. Wśród pozycji także te mówiące o tym, jak przemawiać do tłumu oraz oszukiwać innych, np. wykręcając się chorobą.

Z „Podręcznika użycia broni…” dowiaduję się, jaki wybrać nóż i długość ostrza (Stefan zdecydował się na 14,5 cm), jak się ustawić, chwycić ofiarę, by nie zdołała odskoczyć (prezydent Adamowicz był od niego dużo wyższy), wyprowadzić śmiertelny cios („w górę pod żebra”). Raz jeszcze przeglądam materiały z niedzieli 13 stycznia 2019 roku. Stefan W. zabił podręcznikowo.

Więzień polityczny

26-letni W. z więzienia na gdańskiej Przeróbce wychodzi miesiąc wcześniej – 8 grudnia 2018 roku. Za napady na banki i SKOK-i siedział w aresztach i zakładach karnych w Gdańsku, Malborku, Sztumie, Szczecinie oraz Bydgoszczy przez pięć i pół roku. Tuż przed wyjściem zapowiada kolegom: „Jeszcze będzie o mnie głośno”.

– Wszystkim to powtarzał, także wychowawcom – mówi Jacek, który siedział ze Stefanem w 10-osobowej celi. – Stale się żalił, że został niesprawiedliwie potraktowany przez policję, prokuraturę, sąd i służbę więzienną, bo napadał z pistoletem na amunicję hukową, a dostał pięć i pół roku, z czego dwa lata przesiedział w celi „N”. Często wspominał budzenie w nocy, zapalanie światła przez strażników.

„Enka” to więzienie w więzieniu, jednoosobowa cela. Każdy ruch śledzony jest tam przez kamerę, rytm dnia wyznacza taca z jedzeniem. Nie można wyjrzeć przez okno, spacer tylko w kajdanach. Stefan trafia tam w czerwcu 2013 roku, niedługo po zatrzymaniu. Zostaje uznany za „stwarzającego poważne zagrożenie społeczne”. Jego matka opowie później, że już wtedy stan syna zaczął się pogarszać: w trakcie odwiedzin stwierdził, że telewizor do niego mówi. I że jakaś głowa z ekranu czasem wychodzi.

Po dwóch latach w „ence” Stefan jedzie do Malborka. Mało mówi, bez powodu wybucha śmiechem, twierdzi, że był torturowany i truty. Nie chce jeść, najczęściej leży. Matka niepokoi się o syna, idzie do dyrekcji. Po jej interwencji Stefan jedzie na obserwację psychiatryczną do Szczecina. Lekarze diagnozują u niego schizofrenię paranoidalną.

Jest rok 2016, on ma 23 lata. To wiek, w którym najczęściej dochodzi do zachorowań na schizofrenię u mężczyzn. Wraca do Malborka, stwierdza, że jest więźniem politycznym. Planów na przyszłość nie snuje, bo – jak mówi chłopakom z celi – ma rachunki do wyrównania. Leków brać nie chce, twierdzi, że źle się po nich czuje. No i jest już przecież zdrowy. Przyjmuje proszki, gdy dowiaduje się, że do leczenia może zostać zmuszony sądowo. Ale później i tak ich odmawia.

– Wam też mówił, że ma rachunki do wyrównania? – pytam Jacka.

Stuka palcami o kierownicę samochodu. – Powtarzał, że rozjebie system i wróci na dożywotkę. Jechał na Platformę Obywatelską. Raz była taka gadka na spacerniaku, ktoś zapytał: „Ale Stef, jak niby rozjebiesz ten system?”. „Myślę o jakimś ataku terrorystycznym” – odpowiedział spokojnie. „Pojebało cię – powiedział tamten. – Dzieci mogą zginąć”. Stefan tylko wzruszył ramionami.

Dociekam, jak zachowywał się w więzieniu.

– Spokojny, zero konfliktów. Mało się odzywał, nie pracował, nie korzystał z przepustek. Potrafił usiąść na łóżku i przez kilka godzin patrzeć w jeden punkt. Albo zawsze kupował z wypiski tą samą liczbę produktów. Ożywiał się, gdy opowiadał o napadach. Kolekcjonował wycinki z gazet na swój temat. To więzienie zrobiło z niego potwora.

Już chcę się żegnać i wysiadać, ale Jacek łapie mnie za ramię. – Czekaj, jeszcze jedno! Lubił się bawić plastikowym nożem. Jak teraz o tym pomyślę, to mnie skręca.

Od innych osób dowiaduję się, że Stefan dobrze gra w szachy, kodeks karny ma w jednym paluszku. Dorabiał udzielaniem porad. Radził, że jak chce się popełnić przestępstwo, trzeba być trzeźwym, bo po narkotykach czy alkoholu sąd niepoczytalności nie orzeknie.

Podczas ataku na prezydenta Stefan był trzeźwy. W jego krwi nie znaleziono też psychotropów i środków odurzających.

*****
Czytaj więcej na Wyborcza.pl

Reportaż ukazał się 13 stycznia 2020 r. w “Dużym Formacie”. Rys. Piotr Chatkowski.